Trzy mecze wyjazdowe z rzędu czekają Arkę na ,,dzień dobry” po przerwie reprezentacyjnej. Żółto-Niebiescy najpierw spotkają się w lidze z dwiema największymi kosami, a następnie powalczą o 1/8 finału Pucharu Polski z Huraganem Morąg. Terminarz został ułożony wyjątkowo niekorzystnie dla naszego klubu, ale nie jest to dla nikogo zaskoczeniem – oczywiste było, że PZPN skorzysta z ciążącego na nas zakazu wyjazdowego do końca roku i wszystkie najważniejsze pojedynki podwyższonego ryzyka w delegacji rozegramy w pierwszej części sezonu. W sobotę zaczynamy więc jazdę bez trzymanki. Starcie we Wrocławiu stanowi bezpośredni prolog do derbów Trójmiasta, ale mając na uwadze kolejny weekend, należy zachować w nim przede wszystkim mądrość i rozsądek. Meczem ze Śląskiem wchodzimy w najintensywniejszą i posiadającą największy ciężar gatunkowy fazę rundy jesiennej. Będzie elektryzująco.

Włodarze wrocławian przed sezonem mieli aspiracje awansu do górnej ósemki. Tę misję powierzyli dobrze znanemu na Dolnym Śląsku Tadeuszowi Pawłowskiemu, który w czasie rundy wiosennej poprzedniego sezonu przejął drużynę w newralgicznym momencie od Jana Urbana i utrzymał ją w Ekstraklasie. Szkoleniowiec kolejny raz został obdarzony przez działaczy WKS-u zaufaniem, ale od początku kampanii co jakiś czas regularnie to zaufanie nadwyręża. W przerwie letniej Śląsk w swoich transferach postawił na ciekawych zawodników z I ligi. Do Wrocławia trafili Damian Gąska i Mateusz Radecki z Wigier Suwałki, Jakub Łabojko z Rakowa Częstochowa czy Daniel Szczepan z GKS-u Jastrzębie. Z pewnością są to piłkarze utalentowani, ale na razie brakuje im ogrania w Ekstraklasie. Młodych graczy charakteryzują często wahania formy i popularne ,,malinowe nosy" przekonują się o tym w trwającym sezonie. Ich forma faluje niczym Morze Bałtyckie w czasie sztormu. Obrazem nierównej dyspozycji Śląska mógłby być tutaj jego mecz z Zagłębiem Sosnowiec – do przerwy wrocławianie prezentowali w swojej grze duży spokój i zasłużenie prowadzili 2:0, by ostatecznie cudem uratować remis 3:3 w doliczonym czasie gry. Od tamtego spotkania malinowi dobre mecze przeplatają z bardzo słabymi – po bezbarwnym 0:1 u siebie z Wisłą i łomocie w derbach w Lubinie (0:4) dwukrotnie efektownie triumfowali – 4:1 z Piastem i 4:0 na wyjeździe z liderującą wtedy Jagiellonią. Z kolei w ostatniej kolejce, kiedy wydawało się, że podopieczni Pawłowskiego są na fali wznoszącej, znów mizernie prezentując się zwłaszcza w ofensywie przegrali z Legią 0:1. Do tego stracili na potyczkę z Arką Arkadiusza Piecha, który w starciu z mistrzem Polski obejrzał bezpośrednią czerwoną kartkę. Ponadto w kadrze meczowej nie znajdą się też kontuzjowani Jakub Łabojko i Kamil Dankowski. Reasumując te dywagacje – Śląsk to drużyna niepoukładana, chaotyczna, grająca często futbol spontaniczny i nieco szalony, ale też posiadająca ogromne możliwości, co uwidacznia się zwłaszcza wtedy, kiedy malinowym nosom korzystnie ułoży się mecz.

Dlatego Arka w sobotni wieczór chcąc wywieźć z Wrocławia trzy punkty, powinna przede wszystkim przez cały czas trzymać rękę na pulsie i kontrolować wydarzenia boiskowe. Posiadać inicjatywę, nie oddawać jej gospodarzom. Kiedy Śląskowi zaczyna dobrze iść, z reguły nakręca się, jednak kiedy ma on problemy na murawie – pojawia się zagubienie. Wrocławianie są rywalem, który wyjątkowo Żółto-Niebieskim w ostatnich latach leży. W ubiegłych dwóch sezonach grali z nim aż siedmiokrotnie (włączając pojedynek w Pucharze Polski) i wygrali pięć razy. Warto to po raz kolejny potwierdzić w sobotni wieczór. Tym bardziej, że malinowi są bezpośrednim przeciwnikiem gdynian w walce o górną ósemkę Ekstraklasy. Do zdrowia po urazie z meczu z Zagłębiem powraca Luka Marić – jeden z trzech Arkowców zagrożonych pauzą za kartki w derbach. Obok niego takie widmo wisi nad dwójką najważniejszych piłkarzy naszego zespołu – Luką ZarandiąMichałem Janotą. Obaj prawdopodobnie wybiegną na murawę stadionu we Wrocławiu – trener Smółka nie zamierza kalkulować ani oszczędzać nikogo, nawet w obliczu zbliżającego się wielkimi krokami najważniejszego meczu rundy. Dlatego podstawowym zadaniem dla gdynian na sobotni wieczór – oprócz zachowania chłodnej głowy i mądrości w grze – będzie uniknięcie kartek (w przypadku zagrożonej trójki) i urazów, by w komfortowych warunkach przygotowywać się do wyjazdu za Sopot. Arka ma ostatnio dobrą passę – w trzech meczach ligowych zdobyła siedem punktów, ogrywając Lecha i Zagłębie oraz remisując z Legią, do tego dołożyła awans w Pucharze Polski. Gra drużyny wygląda lepiej niż na początku sezonu. Warto zrobić wszystko, co w naszej mocy, by tę serię podtrzymać i zyskać dodatkowy komfort psychiczny. Nasi zawodnicy w wypowiedziach przedmeczowych też są pewni swoich umiejętności i mówią o tym, że w dwóch najbliższych meczach celują w sześć punktów. Mecz we Wrocławiu będzie też szansą na przetarcie mentalne dla zawodników, którzy nie grali dotąd w derbach Trójmiasta – stadion Śląska potraktuje ich z podobną wrogością, z jaką przyjdzie im się zmierzyć w następny weekend. Luka Zarandia mówi, że taka atmosfera przesiąknięta nienawiścią go nie deprymuje, wręcz przeciwnie – mobilizuje. Oby podobnie zareagowała reszta drużyny, a w nadchodzących kolejkach Arka zapunktowała za trzy. To zadanie trudne, ale wykonalne. Rozpocznijmy uciszanie wrogów już w tę sobotę. Do boju marsz, flagi na maszt!

 

Przewidywane składy:

Śląsk: Słowik – Broź, Celeban, Golla, Cotra – Cholewiak, Augusto, Chrapek, Radecki, Pich – Robak.

Arka: Steinbors – Zbozień, Helstrup, Sołdecki, Marciniak – Zarandia, Danch, Nalepa, Janota, Jankowski – Kolew.