W ostatniej dekadzie w polskiej piłce po wielu latach zaniedbań widać nowy trend polegający na docenieniu wagi szkolenia młodzieży w funkcjonowaniu klubów. Władze spółek na najwyższym poziomie coraz częściej inwestują w klubowe akademie, trenerów będących specjalistami z najwyższej półki, akcje promocyjne dla dzieci i młodzieży, wychwalanie zdrowego trybu życia, dietetyków czy psychologów. Powszechniejsze jest zrozumienie, że długofalowo siła pierwszej drużyny ma swoje korzenie w stałym dopływie talentów z zespołów juniorskich. Dla wyławiania zdolnego narybku absolutnie niezbędne jest jednak posiadanie infrastruktury piłkarskiej na solidnym poziomie. Jak to tego tematu podchodzą Kołakowscy?
Na początku marca na naszych łamach ukazał się wywiad z prezesem i członkami zarządu Stowarzyszenia Incjatywa Arka Gdynia, które zajmuje się szkoleniem dzieci i młodzieży od najmłodszych lat do 16. roku życia. Dopiero wówczas pieczę nad zawodnikami przejmuje klub, otrzymując w zasadzie gotowe do gry w Centralnych Ligach Juniorów drużyny. Prezes szkółki Krzysztof Rybicki mówił wówczas:
Naszym nieszczęściem jest, że dzieci w ogóle nie trenują na naturalnej trawie. Potem przychodzi mecz w CLJ, chłopaki jadą pierwszy raz na naturalną murawę – to jest inna dyscyplina sportu. Piłka trochę inaczej się odbija, jest szybsza, wolniejsza, bramkarz nie wie, o co chodzi, bo ona dostaje poślizgu – oni też muszą się na początku uczyć tego. No ale to już jest kwestia infrastruktury, która dotyczy też miasta. Nie wiem, czy ktoś sobie zdaje sprawę z tego, że w Gdyni są tylko dwa pełnowymiarowe naturalne boiska. To jest szokujące. Cała struktura młodzieżowa – to nie dotyczy tylko nas, to dotyczy też Bałtyku Gdynia i tak dalej – nigdy nie trenuje na trawie, nigdy nie rozegra meczu na naturalnym boisku, bo nie ma gdzie. To jest niewyobrażalne. To jest tak, jakbyś powiedział tenisiście, który ma grać na wysokim poziomie, że nigdy nie zagra na hard korcie, że musi grać na sztucznej trawie i dojść do poziomu zawodowego, nie wchodząc na inny kort. Jest to niemożliwe, tak samo tu – nie możemy wychować zawodnika na poziom europejski, jeśli on nie trenuje na naturalnej trawie. Ktoś powie ,,no ale w Barcelonie dzieci też trenują na sztucznej murawie”. Oczywiście – do szóstego, ósmego, dziewiątego roku życia, a później już zaczynają wchodzić na naturalne trawy. Norwegia, Szwecja, Niemcy – wszyscy mają sztuczne murawy, nie mówię, że nie, ale w pewnym momencie do tych naturalnych traw też mają dostęp. Bez tego naprawdę nie mamy szans zrobić w Gdyni piłki nożnej na wysokim poziomie.
Już te słowa uwidoczniły skalę problemu, jakim jest w Gdyni niedobór boisk w odpowiednim standardzie. Jak duże jest to utrudnienie, po raz kolejny wyszło przy naszym pytaniu o największe trudności, z jakimi boryka się SI. Rybicki komentował:
Infrastruktura, infrastruktura i jeszcze raz infrastruktura. Ze wszystkim innym sobie radzimy, ale z infrastrukturą jest ciężko, a poprawa tego wiąże się z ogromnymi kosztami. Budowa akademii - przypuszczam, że jest to koszt ok. 100 mln zł. I w dzisiejszej rzeczywistości władze miasta nie są w stanie zrealizować takiej inwestycji.
W takiej sytuacji nikt o zdrowych zmysłach nie jest w stanie oczekiwać od miasta wyłożenia wielomilionowych kwot. Tym bardziej nie od klubu, którego budżet nie udźwignąłby nawet niewielkiego procenta tak mocarstwowej inwestycji. Nie mówimy więc od razu o akademii z prawdziwego zdarzenia, ale od czegoś poprawę infrastruktury piłkarskiej trzeba zacząć - zainteresowanie musi tutaj wykazać przede wszystkim klub, który przecież ma bardzo poważny interes w rozwoju młodzieży, choćby stopniowym. I bezwzględnie należy wykorzystywać okazje, które czasem pojawiają się w najmniej oczekiwanym momencie. Tak było z rządowym programem rozwoju infrastruktury piłkarskiej. Na czym polegał? Kluby Ekstraklasy i I ligi miały możliwość zgłoszenia inwestycji dotyczących poprawy warunków dla dzieci i młodzieży, szacowały całkowity koszt i zgłaszały pomysł do Ministerstwa Sportu i Turystyki, które następnie rozpatrywało wniosek i dofinansowywało projekt. Owszem, trzeba było wyłożyć własne środki, zainwestować kwoty pokroju kilku milionów złotych. Ministerstwo dorzucało jednak z publicznych pieniędzy niebagatelny procent całej operacji, nawet 70%! Biorąc pod uwagę, że klub, by się rozwijać i stwarzać odpowiednie warunki miejscowej młodzieży, i tak prędzej czy później musi położyć na stół potężne nakłady finansowe, takie wsparcie ze strony rządowej wyglądało wręcz na promocję i dar od losu. Z programu skorzystało 14 klubów Ekstraklasy (Korona przy dwóch inwestycjach) i 13 klubów I ligi (tutaj z kolei dwa projekty zgłosił Chrobry). Były to plany o różnej specyfice i o różnych kosztach całości. Najwięcej - po 10 mln zł - ministerstwo zdecydowało się wyłożyć przy projektach Zagłębia Lubin (budowa Stadionu Górniczego za łącznie 23,6 mln zł) i Śląska Wrocław (budowa zadaszonego boiska wraz z budynkiem szatniowo-technicznym we Wrocławskim Centrum Sportu za łącznie 18,6 mln zł). Najmniej - 664 tys. zł - otrzymał Górnik Zabrze na poprawę warunków treningowych Ośrodka Sportowo-Rekreacyjnego Walka za łącznie 1,3 mln zł. W 27 spośród 29 przypadków pozytywnie rozpatrzonych projektów rządowe kwoty szły w miliony. Pełną tabelę dofinansowanych inwestycji znajdziecie tutaj.
Czy w gronie klubów, które zgłosiły się po wsparcie infrastruktury, znalazła się Arka Kołakowskich? Skądże znowu - w końcu trzeba było wyłożyć część własnych środków, a większościowych akcjonariuszy klubu nie interesuje gdyńska młodzież. W dzisiejszym oświadczeniu wydanym przez Michała Kołakowskiego pojawiły się jakieś przypudrowane puste frazesy o żółto-niebieskiej tożsamości i stawianiu na młodzież, ale fakty są takie, że właściciele KFM częściej niż o warunkach do treningu dla najmłodszych adeptów piłki nożnej w Gdyni myślą o problemach misiów koala na Antypodach. Arka na bardzo przystępnych warunkach finansowych korzysta z miejskich obiektów, ale kiedy trzeba położyć na stół cokolwiek od siebie, nagle włodarze klubu chowają głowę w piasek niczym strusie. Oczywiście, rozumiemy, że spółka nie dysponuje tak bajońskimi kwotami, jak wspomniane Zagłębie czy Śląsk. Nie chodzi jednak o to, by porywać się z motyką na słońce i planować gigantyczne inwestycje idące w dziesiątki milionów. Wystarczyło zgłosić projektu nowego boiska trawiastego czy balona pomagającego w treningach zimą, kiedy pojawiają się problemy ze śniegiem. Ale nie - większościowi akcjonariusze klubu nie myślą o przyszłości Arki, nie obchodzi ich choćby minimalna pomoc dla najmłodszych. Lepiej jest przecież zgarnąć pieniądze za zamówienie życzeń urodzinowych dla dzieci wygłoszonych przez zawodników pierwszego zespołu, bo każda okazja - również związana z emocjami kilkulatków - jest dobra do zarobku, prawda? Pierwsza drużyna jest zabezpieczona przez miejskie obiekty, ale młodzież nie ma w Gdyni łatwo. Pojawiła się spora szansa na choć częściową poprawę infrastruktury, natomiast większościowi akcjonariusze Arki koncertowo tę okazję spartolili przez własną niefrasobliwość i skąpstwo. #ArkaRazemBezKołaków