Śledząc Twoje losy, nie sposób nie odnieść wrażenia, że potoczyły się one… dziwnie. W wieku 19 lat zaliczyłeś debiut w ekstraklasie, by później kilka rund spędzić w Grunwaldzie Ruda Śląska.
W Ruchu zadebiutowałem za trenera Bogusława Pietrzaka, później było różnie – zmieniali się trenerzy, klub miał bardzo duże problemy finansowe, podobne jak dzisiaj Polonia Bytom i jakoś tak wyszło, że odszedłem z Chorzowa.
Właśnie, śląskim klubom bieda regularnie zagląda w oczy, a jednak cały czas utrzymują się na powierzchni i osiągają niezłe wyniki. Z czego to wynika?
Sam się często nad tym zastanawiam. Na Śląsku stawia się mocno na swoich, żeby daleko nie szukać można podać przykłady Sobiecha, Janoszki czy Sadloka w Ruchu. Chociaż nie zawsze tak było, jak ja grałem w Ruchu to było kilku bardzo utalentowanych chłopaków, którzy nie dostawali szans, a w ich miejsce grali nawet obcokrajowcy. Jednego z nich na pewno kibice Arki dobrze kojarzą, nazywa się Aaron Lines.
Ruda Śląska to Twoje rodzinne miasto. Jego mieszkańcom bliżej jest do Ruchu czy Górnika?
Ruda ma kilkanaście dzielnic, więc ciężko powiedzieć. Moje osiedle akurat było mocno podzielone i nie pamiętam tygodnia, żeby nie było jakiejś rozróby. Ściany bloków są tam pełne napisów sławiących oba kluby i szubienic (śmiech). A tak to wiadomo, na jednej dzielnicy kibicuje się Górnikowi, na innej Ruchowi. Na pewno oba kluby mają mnóstwo kibiców w Rudzie Śląskiej.
Co się stało, że hanys z Rudy Śląskiej wylądował nad morzem?
Ścigało mnie wojsko, więc musiałem uciec jak najdalej (śmiech). A poważnie, to dostałem propozycję by pograć w ówczesnej trzecioligowej Flocie, odrabiając jednocześnie wojsko. No, to tak odrobiłem to wojsko, że zostałem pięć lat. Początkowo, myślałem, że szybko wrócę na Śląsk, ale przyszedł trener Nemec, powstały plany awansu i stwierdziłem, że czemu by nie spróbować.
Arka to był plan A na dalszy etap kariery?
Właściwie to chciałem wrócić na Śląsk, gdy byłem już zdecydowany opuścić Świnoujście. Gdy jednak wpłynęła oferta z Arki to nie wahałem się zbyt długo, może 5 minut (śmiech).
Początek rundy to był koszmar, na Waszą grę momentami nie dało się patrzyć.
Zgadza się, nie było zupełnie pomysłu na grę, ciągle tylko długie piłki do napastników. Na boisku brakowało też lidera, który by to wszystko ogarnął.
Teraz macie kogoś takiego?
Myślę, że Sławek Mazurkiewicz się dobrze sprawdza w roli kapitana, doszli też doświadczeni Benat i Jarzębowski, którzy ułożyli grę w środku pola i się świetnie uzupełniają. Oni na pewno mają dużo do powiedzenia, ale u nas jest tak, że każdy może zabrać głos i powiedzieć co mu leży na sercu.
Na początku sezonu, gdy drużynie nie szło i zbierała cięgi, miałeś szczególne wsparcie kibiców, byłeś regularnie wyróżniany.
Miło mi to słyszeć. Zwłaszcza, że piłkarze od tak zwanej czarnej roboty nie zawsze są dostrzegani przez kibiców.
Długo Cię „trzymało” po tych wszystkich porażkach i remisach?
Bywało, że dwa czy trzy dni. Zawsze analizuję wszystko na gorąco i oceniam siebie krytycznie. Największy piach zagrałem w Katowicach, gdzie byłem chyba tylko w protokole. Nie miałbym pretensji, jakby trener mnie po 30 minutach zdjął z boiska.
Zaprzyjaźniłeś się w Arce z kimś szczególnie?
Ostatnio sobie najczęściej „godomy” z Marcinem Radzewiczem. Przez kilka lat gry w Świnoujściu nie było praktycznie żadnego Ślązaka, także teraz mogę trochę nadrobić braki. W Arce na szczęście nie ma żadnych grupek czy podziałów i praktycznie z każdym zdarza się porozmawiać.
Co jako Ślązak z krwi i kości sądzisz na przykład o ruchach autonomicznych na Śląsku?
Zupełnie nie zajmuję się tym tematem.
Mógłbyś zostać w Gdyni na dłużej czy docelowo planujesz powrót na Śląsk?
Pewnie, że mógłbym. Nie lubię zmieniać klubów co rok czy dwa lata. Zresztą, tak jak powiedziałem w programie „Oko w Oko”, nie miałbym nic przeciwko, żeby zostać tu do końca kariery. Moja córeczka ma dwa i pół roku i choćby z tego względu pewna stabilizacja byłaby teraz wskazana. Gdynia to idealne miejsce, zwłaszcza, że powstaje tu powoli ciekawa drużyna.
Właśnie, po niezłej końcówce sezonu kibice znów uwierzyli, że ten sezon da się jeszcze uratować.
By tak było musimy zacząć lepiej punktować na wyjazdach. U siebie jest już jak należy (Arka wygrała pięć ostatnich meczów w Gdyni – red.), ale poza domem potraciliśmy mnóstwo punktów. Nie wiem z czego to wynika, przecież jeżdżą za nami kibice, byli z nami w Niecieczy, byli w Nowym Sączu i nie jest łatwo podchodzić pod sektor, wiedząc, że znów zawiedliśmy. Rywali do walki o awans jest kilku i na pewno łatwo nie będzie, ale musimy skupić się przede wszystkim na sobie.
Nad Tobą ciąży od wielu kolejek widmo czwartej żółtej kartki. O takich rzeczach się myśli, wychodząc na boisko?
Czasami mi ktoś przypomni o tym na odprawie, bodajże przed meczem z Pogonią tak było, ale generalnie nie skupiam się na tym, bo przecież prędzej czy później ta kartka przyjdzie. Nie będę odstawiał nogi po to, by jej na siłę unikać.
Jak spotkaliśmy się kilka miesięcy temu, mówiłeś, że bardzo groźny będzie Piast.
Tak, u nich teraz nie było takiej presji awansu jak w zeszłym sezonie, pozmieniali kilka ogniw w składzie i mają niezłe wyniki. Rok temu po dobrej jesieni mieli fatalną wiosnę, ale teraz doszedł im atut własnego stadionu. Nie wierzę, by wyrównali z nami czy wygrali z Wisłą Płock, jakby te mecze odbywały się w Wodzisławiu.
Wiosnę zaczniecie od meczu pucharowego ze Śląskiem.
Pewnie wszyscy oceniają to jako trudne losowanie, ale przed Polonią pisano tak samo. Myślę, że stać nas na awans i chcemy to udowodnić. Na pewno zagramy w tym meczu w optymalnym składzie i nikt nie odpuści. To już przecież ćwierćfinał. Wielu z nas grało po kilka lat w niższych ligach by wspiąć się na taki szczebel.
Nie czujesz, że te kilka lat nieco zmarnowałeś w Grunwaldzie i Flocie?
No tak, miało się to wszystko inaczej potoczyć… Do Grunwaldu miałem iść na rok, żeby nie wypaść z rytmu i poczekać na ciekawsze oferty. Chwyciłem się tej opcji, bo na ostatniej prostej skomplikowała się sprawa moich przenosin do Ruchu Radzionków.
We Flocie zyskałeś nową ksywkę. Jaka jest jej geneza?
Tak, wszyscy koledzy z boiska wołają na mnie „Tolek” (śmiech). W Świnoujściu grał kiedyś tak piłkarz – Andrzej Matwijów (dziś w Olimpii Elbląg – red.), na którego wołali właśnie w ten sposób. Jak ja przychodziłem do Floty, to on akurat odchodził. Sergiusz Prusak, ówczesny kapitan Floty, stwierdził, ze go przypominam no i w ten sposób przejąłem jego ksywkę.
Życzymy Ci zatem, by Twoja przygoda z Arką potrwała co najmniej tyle co z Flotą. Udanego urlopu i widzimy się w styczniu!
Dzięki dla wszystkich kibiców za wsparcie w tej rundzie. Do zobaczenia na wiosnę!
Rozmawiali: mazzano, skała, bell