Arka Gdynia - Miedź Legnica 2:0 (1:0)

Bramki: Marcus da Silva 33'(k), Marko Vejinović 90+1'

Arka: Pavels Steinbors - Damian Zbozień, Christian Maghoma, Adam Danch, Adam Marciniak - Adam Deja, Marko Vejinović -  Luka Zarandia (61' Maks Banaszewski), Michał Nalepa (90' Mateusz Młyński), Marcus da Silva (72' Tadeusz Socha) - Maciej Jankowski

Miedź: Sosłan Dzhanaev - Aleksandar Miljković, Elton Monteiro, Bozo Musa, Grzegorz Bartczak (57'  Paweł Zieliński) - Henrik Ojamaa (46' Joan Roman), Borja Fernandez, Rafał Augustyniak, Omar Santana, Juan Camara, Peteri Forsell 
 
Żółte kartki: Adam Deja, Damian Zbozień, Adam Marciniak - Henrik Ojamaa

Od początku spotkania zaangażowania w grze obu drużyn nie odnotowano. Zawodnicy grali ospale i słabo. Arka dłużej utrzymywała się przy piłce, ale po przekroczeniu linii środkowej nie potrafiła skonstruować dobrej akcji. W 5. minucie Luka Zarandia próbował uruchomić Macieja Jankowskiego, ale podanie było zbyt głębokie i napastnik żółto-niebieskich nie zdołał opanować futbolówki. Kibice musieli czekać aż do 32. minuty na emocje. Zarandia po samotnym rajdzie lewą stroną boiska był faulowany w polu karnym. Do "jedenastki" podszedł Marcus da Silva i pewnym uderzeniem w wyprowadził żółto-niebieskich na prowadzenie. Chyba wszystkim widzom przypomniał się mecz z Midtjylland, kiedy brazylijczyk zdobył identyczną bramkę. Po chwili ponownie atakował Zarandia, gruzin w łatwy sposób minął dwóch rywali w polu karnym, zagrał na 9. metr, gdzie nie było żadnego zawodnika w żółtej koszulce, aby wykończyć akcję.

W drugiej połowie Miedź zaczęła grać szybciej, dokładniej i lepiej, czym sprawiała dużo problemów defensorom Arki. Groźne były szczególnie kontrataki, których rywale z Legnicy nie potrafili skończyć. Szczególnie gorąco zrobiło się w 63. minucie, kiedy Pavels Steinbors wyszedł do piłki, ale uprzedził go Omar Santana. Zawodnik Miedzi wyłożył futbolówkę Joanowi Romanowi, który uderzył w kierunku bliższego słupka, ale świetnym refleksem popisał się Steinbors. Z każdą minutą podopieczni Dominika Nowaka stwarzali coraz większe zagrożenie w polu karnym Arki, ale szwankowało wykończenie. 10 minut przed końcem Jankowski mógł zamknąć spotkanie. Żółto-niebiescy wyprowadzili zabójcza kontrę, Tadeusz Socha idealnie podał do napastnika Arki, a ten stojąc na piątym metrze - i myśląc, że jest na pozycji spalonej - dotknął piłkę tak, że można było jego zagranie rozpatrywać w kategorii fair play. Jednak co się odwlecze, to nie uciecze. W doliczonym czasie gry po złym wybiciu Sosłana Dzhanaeva futbolówkę przejął Marko Vejinović. Pomocnik Arki zwiódł obrońcę i pewnym strzałem w krótki róg zakończył mecz.

Wielki, ogromny, gigantyczny kamień spadł dzisiaj z serca każdego sympatyka gdyńskiej Arki. Żółto-niebiescy po szesnastu meczach bez wygranej wreszcie zdobyli komplet punktów. Co prawda przełamanie powinno nastąpić szybciej - już w meczach z Pogonią czy poprzednim z Miedzią. Natomiast teraz trzeba cieszyć się z tego, że Arka Gdynia nadal jest w grze o utrzymanie. Samo spotkanie do najciekawszych nie należało. Dużo niedokładności, mało zaangażowania z obu stron. Z bardzo dobrej strony pokazał się Marcus da Silva, Luka Zarandia oraz Tadeusz Socha. Zmorą podopiecznych Jacka Zielińskiego nadal pozostaje skuteczność, ale trzeba wierzyć, że każde następne spotkanie będzie lepsze i w przyszłym sezonie nadal będziemy mogli oglądać Ekstraklasę w Gdyni.