Arkowcy jechali do Łodzi z silnym nastawieniem na walkę o trzecie zwycięstwo z rzędu i godne pożegnanie Tomasza Grzegorczyka. Było jednak jasne, że łatwo o realizację celu nie będzie, ponieważ gospodarze byli bardzo wygłodniali trzech punktów - ostatni raz komplet oczek zgarnęli 26 października i zamierzali przełamać niekorzystną serię, jednocześnie dając swoim kibicom nieco powodów do uśmiechu na koniec 2024 roku. W składzie Arki obyło się bez niespodzianek. Z kolei w szeregach łodzian miejsce pauzującego za kartki Mateusza Kupczaka zajął Mateusz Wysokiński, a w wyjściowej jedenastce zabrakło też prawego obrońcy Kamila Dankowskiego, którego pozycję obstawił Levent Gülen, tym samym stwarzając miejsce na środku obrony dla Artemijusa Tutyskinasa.

Po raz pierwszy ciekawiej pod bramką Bobka zrobiło się w 3. minucie, kiedy strzał Vitalucciego z dystansu poszybował nad poprzeczką. Jedenaście minut później Japończyk spróbował uderzenia sprzed pola karnego po raz drugi, futbolówka po rykoszecie leciała wprost pod poprzeczkę bramki ŁKS-u, a golkiper gospodarzy przeniósł ją nad bramką końcówkami palców. Po rzucie rożnym główkował Sidibe, jednak Bobek nie miał problemów ze złapaniem piłki. W 19. minucie Węglarz, będąc zasłoniętym, zachował przytomność przy strzale Feiertaga z pola karnego. Po upływie pół godziny gry Arkowcy stworzyli sobie dwie wyśmienite sytuacje w odstępie minuty. Najpierw Oliveira minimalnie niecelnie główkował po dośrodkowaniu Gaprindaszwilego, a następnie Czubak pomylił się w równie niewielkim stopniu po centrze Szwajcara. ŁKS nie odpowiedział już równie klarownymi okazjami i do przerwy w Łodzi było 0:0.

Druga połowa rozpoczęła się od katapultowania piłki tam, gdzie pieprz rośnie, przez Tutyskinasa w 50. minucie. Pięć minut później Marcjanik kapitalnie przedzierał się z futbolówką, wychodząc ze strefy obronnej, prostopadłym podaniem uruchomił Oliveirę, Szwajcar dynamicznie wpadł w szesnastkę łodzian, ale sfinalizował akcję uderzeniem... na aut. Chwilę potem Hermoso spektakularnie zablokował Feiertaga 5 m od bramki. W dalszej fazie rywalizacji Marcjanik powtórzył doskonały rajd rozpoczęty w defensywie, oddał piłkę Vitalucciemu, a ten dośrodkował perfekcyjnie na głowę Czubaka, jednak snajper gdynian strzelił wprost w stojącego w środku bramki Bobka. W 82. minucie Marcjanik postawił stempel na swoim rewelacyjnym występie. Po rzucie wolnym dla Arki łodzianie wybili piłkę przed pole karne, tam zebrał ją Ratajczyk i idealnie zacentrował na 5. metr wprost na głowę środkowego obrońcy, a ,,Marcjan" strzałem głową pod poprzeczkę znalazł drogę do sieci i wyprowadził żółto-niebieskich na prowadzenie. Tuż przed końcem regulaminowego czasu gry Iwańczyk sfaulował wychodzącego na czystą pozycję Sobczaka i jakkolwiek w całej sytuacji było wiele sprytu ze strony napastnika Arki, to sędzia nie miał wyboru i musiał ukarać defensywnego pomocnika ŁKS-u czerwoną kartką. Grający w dziesiątkę gospodarze stworzyli sobie jeszcze sytuację na doprowadzenie do remisu - w trzeciej doliczonej minucie Głowacki dośrodkował na głowę Feiertaga, ale strzał głową Austriaka obronił Węglarz. Minutę później było już po meczu. Prawą stroną szarżował Ratajczyk, zszedł do środka, podał do wbiegającego w szesnastkę Rzuchowskiego, ten zostawił futbolówkę pod nogami Sobczaka, a obchodzący w sobotę 32. urodziny napastnik bezlitośnie sfinalizował piękną akcję zespołu, ustalając wynik. Arka wygrała w Łodzi 2:0 i stało się jasne, że przezimuje na pozycji wicelidera I ligi.

To mogą być w ostatecznym rozrachunku jedne z najcenniejszych punktów dla drużyny - zostały bowiem wywalczone w meczu, w którym zespołowi szło jak po grudzie i długimi fazami zapowiadało się na jałowy bezbramkowy remis. Na boisku panowała niedokładność, chaos i brak wyrazistości. Chwała Arkowcom, że potrafili wznieść się ponad przeciętność, zwiększyć intensywność ataku w końcówce, odpowiednio rozłożyć akcenty i wyprowadzić zabójczo konkretne ciosy, po których ŁKS był już na deskach. Wygrana w Łodzi zapewniła gdynianom pozycję wicelidera na przerwę zimową - z 40 punktami Arka traci 5 oczek do Niecieczy i ma 3 przewagi nad trzecią Miedzią (legniczanie mogą jeszcze zrównać się punktami z żółto-niebieskimi w przypadku zwycięstwa w zaległym spotkaniu z Wisłą, ale atut rezultatu bezpośredniego starcia stoi po stronie Arkowców), 6 nad Ruchem, 7 nad Wisłą Płock oraz 8 nad Górnikiem Łęczna. Szczególne podziękowania i szacunek należą się Panu Trenerowi Tomaszowi Grzegorczykowi, który w 12 meczach w roli pierwszego szkoleniowca zanotował 10 zwycięstw, 1 remis i 1 porażkę, wykonując gigantyczną pracę w kierunku wprowadzenia drużyny do strefy bezpośredniego awansu. Od jutra zespół przejmuje Dawid Szwarga, któremu życzymy powodzenia w skutecznym dokończeniu walki Arki o bezpośredni awans do Ekstraklasy. Runda wiosenna w I lidze rozpocznie się w weekend 14-16 lutego, żółto-niebiescy w pierwszym spotkaniu w 2025 roku podejmą na własnym boisku Polonię Warszawa.


ŁKS Łódź - Arka Gdynia 0:2

Bramki: Marcjanik 82', Sobczak 90+4'

ŁKS: Bobek - Gülen, Tutyskinas, Wiech, Głowacki - Arasa, Wysokiński, Mokrzycki (58' Iwańczyk), Pirulo, Młynarczyk (84' Zając) - Feiertag.

Arka: Węglarz - Navarro, Hermoso, Marcjanik, Gojny - Gaprindaszwili (83' Skóra), Kocaba, Sidibe (46' Rzuchowski), Vitalucci (69' Sobczak), Oliveira (69' Ratajczyk) - Czubak (90+5' Borecki).

Żółte kartki: Głowacki, Iwańczyk - Gojny, Vitalucci, Sobczak.

Czerwona kartka: Iwańczyk.

Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).

Frekwencja: 4832.