KS Nieciecza - Arka Gdynia 1:1 (Plizga 41' - Marcjanik 45')
Nieciecza: Sebastian Nowak – Patryk Fryc, Bartosz Kopacz, Dawid Sołdecki, Dariusz Jarecki – Dalibor Pleva (70' Krzysztof Kaczmarczyk), Mateusz Kupczak - Mateusz Janeczko M, Dawid Plizga, Jakub Biskup (34' Tomasz Foszmańczyk) - Adrian Paluchowski (77' Emil Drozdowicz)
Arka: Jakub Miszczuk - Przemysław Stolc M, Krzysztof Sobieraj, Michał Marcjanik M,Marcin Warcholak - Michał Rzuchowski (70' Michał Nalepa M) , Antoni Łukasiewicz - Marcus da Silva, Bartosz Ława, Michał Renusz (46' Paweł Wojowski M) - Paweł Abbott (57' Piotr Karłowicz)
Sędzia: Sebastian Jarzębak (Bytom)
Żółte kartki: Foszmańczyk, Pleva, Janeczko (Nieciecza) - Marcjanik, Sobieraj, Ława (Arka)
Boisko w Niecieczy nigdy nie służyło piłkarzom Arki. Trzy wizyty i trzy porażki to bilans o którym nie tylko piłkarze, ale i kibice chcieliby jak najprędzej zapomnieć. W porównaniu do meczu z Miedzią trener Grzegorz Niciński postawił od pierwszych minut na Michała Rzuchowskiego oraz Bartosza Ławę, którzy zastąpili Michała Nalepę i Pawła Wojowskiego.
Pierwsze minuty to typowa gra na rozpoznanie rywala. Dużo walki w środku pola i niedokładnych podań. W siódmej minucie bardzo dobrą centrą w pole karne popisał się Dariusz Jarecki, ale na szczęście żółto-niebieskich Adrian Paluchowski nie połapał się w zamiarach swojego kolegi. Trzy minuty później urwał się Biskup i dograł idealną piłkę do Paluchowskiego, który z 5 metrów uderzył prosto w Miszczuka. Było to kolejne ostrzeżenie dla defensywy Arki. W 14 minucie po dograniu Rzuchowskiego, głową próbował uderzać Renusz jednak pewną interwencją wykazał się Nowak. Chwilę później najlepszy na boisku Jarecki po raz kolejny zakręcił Stolcem, wbiegł w pole karne i oddał zbyt lekki strzał w kierunku bramki Miszczuka. Kolejny kwadrans nie dostarczył kibicom większych emocji. Wciąż atakowali gospodarze. Arka całkowicie oddała im grę i nasi obrońcy nie mieli chwili wytchnienia. Źle się to skończyło w 41 minucie. Po dośrodkowaniu Fryca, duży błąd popełnił Stolc, który wybił piłkę tuż pod nogi Plizgi a ten mocnym uderzeniem nie dał szans Miszczukowi. Wyraźnie brakowało dziś Nalepy. Nasz zespół miał problemy z utrzymaniem gry w środku pola, zbyt szybko pozbywaliśmy się piłki, która wracała raz po raz pod naszą bramkę. Na szczęście żółto-niebiescy grali do końca. W doliczonym czasie fantastycznym dośrodkowaniem z rzutu wolnego popisał się Bartosz Ława, a w polu karnym najlepiej zachował się Michał Marcjanik, który pewnym uderzeniem skierował piłkę do bramki.
Na drugą połowę Arkowcy wyszli z jedną zmianą. Słabo grającego Renusza zastąpił Paweł Wojowski. W 55 minucie drugą kapitalną interwencją popisał się Miszczuk, wybijając spod poprzeczki groźny strzał Janeczki. To nie był koniec zagrożenia. Po dośrodkowaniu z kornera do piłki dopadł Kopacz i minimalnie się pomylił. Golkiper Arki nie miał czasu nawet na łyk z bidonu, bo ledwo wznowiliśmy grę, a już zatrudnił go wprowadzony przed przerwą Foszmańczyk. Kolejne minuty przyniosły kilka składnych akcji Niecieczy, które były jednak rozbijane na 20 metrze przez obrońców Arki. W 70 minucie na boisku zameldował się Nalepa, a kilkanaście minut wcześniej debiutujący w oficjalnym meczu Karłowicz. W 73 minucie najlepszy dziś w Arce Miszczuk po raz trzeci świetną interwencją uratował Arkę przed utratą gola. Po podaniu Janeczki dośrodkowaniem popisał się Fryc, a Miszczuk w instynktowny sposób obronił strzał Plizgi. Chwilę później po groźnej kontrze Niecieczy na strzał zdecydował się Janeczko, jednak piłka poleciała wysoko nad bramką. Arka naprawdę rzadko dochodziła do głosu, ale udało się przetrzymać najgroźniejszy napór "Słoników" i dwa razy skontrować. Niestety Karłowicz najpierw źle się zachował, gdy strzelał z ostrego kąta, zamiast podawać do wystawionego Nalepy, a następnie debiutantowi zabrakło niewiele by dojść do mocnego dośrodkowania z lewego skrzydła.
Remis może cieszyć, bo gra żółto-niebieskich pozostawiała dziś wiele do życzenia. Arka nie potrafiła przejąć inicjatywy na dłużej niż kilka minut, szybko pozbywała się piłki, a skrzydłowi Niecieczy kilka razy groźnie przedostali się w nasze pole karne. Nie będziemy dalecy od prawdy, pisząc, że ten punkt to zasługa głównie Kuby Miszczuka, który trzykrotnie wyciągał piłkę zmierzającą, wydawałoby się, nieuchronnie do bramki.