Arka Gdynia - Lechia Gdańsk 1:1 (Błąd 65' - M. Paixao 19')

Arka: Konrad Jałocha - Damian Zbozień, Krzysztof Sobieraj, Dawid Sołdecki, Marcin Warcholak - Yannick Sambea (64' Rafał Siemaszko), Adam Marciniak - Marcus da Silva, Rafał Siemaszko, Dominik Hofbauer (59' Adrian Błąd) - Paweł Abbott (90' Michał Nalepa)

Lechia: Vanja Milinković Savić - Paweł Stolarski, Mario Maloca, Rafał Janicki, Jakub Wawrzyniak - Flavio Paixao, Milos Krasić (70' Sebastian Mila), Simeon Sławczew, Sławomir Peszko - Grzegorz Kuświk (64' Michał Chrapek) - Marco Paixao (83' Lukas Haraslin)

Widzów: 14029

Długo wyczekiwane Wielkie Derby Trójmiasta chyba nikogo nie rozczarowały. Lechia, pełna piłkarzy zarabiających kolosalne jak na polskie warunki pieniądze, miała optyczną przewagę, więcej z gry, ale Arkowcy przeciwstawili wyczekiwaną przez nas ambicję, wolę walki i zneutralizowali atuty rywala. Obie "jedenastki" mogą mieć mały niedosyt, bo sytuacji do zdobycia zwycięskiej bramki nie brakowało.

Lepiej w mecz weszła Arka i już w 6. minucie Savicia zatrudnił strzałem z woleja Marcus. O ile jego sytuacja tylko rozgrzała Serba, to następne dwie sytuacje mogły mu zmrozić krew w żyłach. W 19. minucie Marcus dograł prosto na nogę Mateusza Szwocha, lecz ten w niemal bliźniaczej sytuacji jak w wiosennym meczu z Bytovią tym razem przestrzelił. Po chwili harujący dziś jak wół Paweł Abbott zgrał górną piłkę do Dawida Sołdeckiego, który chyba w myślach widział się już w roli bohatera całej Gdyni, bo trudno logiczne wyjaśnić jak grający dobrze głową stoper mógł się pomylić. Do bramki było kilka metrów, a czasu by odpowiednio złożyć się do uderzenia "Sołdek" miał aż nadto. Może po prostu za dużo... Podrażniona takim obrotem sprawy Lechia szybko odpowiedziała. Najlepszy na boisku Sławomir Peszko dograł z rzutu wolnego przed bramkę Arki, gdzie w piłkę nie trafił Krzysztof Sobieraj, a Marco Paixao wygrał powietrzny pojedynek z Adamem Marciniakiem i skierował piłkę do siatki. Ten cios podziałał na gości mobilizująco i jeszcze przed przerwą Lechia mogła rozstrzygnąć losy meczu. Na szczęście w 43. minucie interwencją meczu popisał się Marcin Warcholak, ambitnym wślizgiem zatrzymując strzał Grzegorza Kuświka. Chwilę później znów szarżował Peszko, dograł na głowę Marco Paixao, lecz ten uderzył zbyt lekko i Jałocha złapał piłkę.

W przerwie kibice Arki poza wiarą nie mieli zbyt wiele argumentów by snuć plany o zwycięstwie. Arka rzadko "odwracała" mecze, w których przegrywała, ponadto Lechia zdawała się nabierać rozpędu i sytuacja przedstawiała się wyjątkowo nieciekawie. Kolejny raz drużynie pomógł trener Grzegorz Niciński. Po godzinie gry przywołał Adriana Błąda, który w 65. minucie został bohaterem Arki. Goście nie poradzili sobie z dalekim wyrzutem piłki z autu przez Zbozienia, strącili piłkę na nogę "Adiego", a ten wiedział już co zrobić z futbolówką i kopnął ze wszystkim sił prosto do bramki! W 77. minucie Arka miała furę szczęścia. Po zagraniu Flavio Paixao wzdłuż bramki piłkę trącił Sobieraj, ale czujny przez cały mecz Jałocha i tym razem zdołał popisać się kapitalnym refleksem. Podobnie było w 90. minucie gdy "Długi" doskonale zastopował nieprzyjemne uderzenie Mili z rzutu wolnego. Wcześniej po stronie Arki piłkę meczową miał Abbott, jednak nie wykorzystał dobrego zagrania Zbozienia.

To były prawdziwe derby. Nie brakowało sytuacji i spięć podbramkowych. Zawodnicy czuli rangę meczu i jeździli na tyłkach, w przenośni i dosłownie, jak wówczas gdy Warcholak niesamowitym wślizgiem zatrzymał Kuświka. Arkowcy udowodnili, że pieniądze w futbolu nie grają. Owszem, można zbudować za nie zespół złożony z indywidualności, ale prawdziwy duch walki i jedność zawsze będzie w stanie zneutralizować nawet największe atuty rywala. Dziękujemy!